Gdzie Idzie Energia. Przypowieść O Dawcy

Gdzie Idzie Energia. Przypowieść O Dawcy
Gdzie Idzie Energia. Przypowieść O Dawcy
Anonim

W psychoterapii pozytywnej aktywnie wykorzystywane są metafory i przypowieści. Niedawno natknęłam się na tę cudowną historię, która moim zdaniem ma działanie terapeutyczne. Polecam lekturę! „Usiadł obok mnie w kolejce do terapeuty. Kolejka ciągnęła się powoli, nie dało się czytać w ciemnym korytarzu, byłam już wykończona, więc kiedy zwrócił się do mnie, byłam nawet zachwycona.

- Długo czekałeś?

„Przez długi czas” – odpowiedziałem. - Siedzę już drugą godzinę.

- Nie jesteś na kuponie?

- Zgodnie z kuponem - odpowiedziałem ze smutkiem. - Tylko tutaj cały czas pomijają kolejkę.

– Nie wpuszczaj go – zasugerował.

„Nie mam siły, by się z nimi kłócić” – przyznałem. - I tak ledwo się tu wlokłem.

Spojrzał na mnie uważnie i zapytał ze współczuciem:

- Dawca?

- Dlaczego "dawca"? - Byłem zaskoczony. - Nie, nie jestem dawcą…

- Dawca dawcy! Widze…

- Nie! Po raz pierwszy i ostatni oddałam krew w instytucie w Dniu Dawcy. Zemdlał - i to wszystko, nigdy więcej.

- Często w ogóle mdlejesz?

- Nie… No cóż, czasem się to zdarza. Po prostu tak często spadam. Szedłem, chodziłem i nagle upadłem. Albo ze stołka. Albo spać. Poszedłem więc do domu, zobaczyłem kanapę - i od razu upadłem.

- Nic dziwnego. Nie masz prawie żadnej witalności. Twój statek jest pusty.

- Kto jest zdruzgotany?

- Naczynie energii życiowej - wyjaśnił cierpliwie.

Teraz przyjrzałem mu się uważnie. Był słodki, ale trochę dziwny. Pozornie młody, nie więcej niż trzydzieści lat, ale oczy! Były to oczy mądrego żółwia Tortilli, z którego wydobywało się nawet światło, a w nich lało się tyle zrozumienia i współczucia, że po prostu zapadłem w osłupienie.

- Często chorujesz? - on zapytał.

- Nie, co ty! Rzadko choruję. Jestem bardzo silny. Nie wyglądasz, że wyglądam na chudą.

„Zły - soczysty”, powiedział osobno. - Słuchaj uważnie! "Soki Lean" są sercem Twojej konstytucji. Relacje z rodzicami nie są zbyt dobre?

– Niezupełnie – przyznałem. - Ojca prawie nie pamiętam, dawno z nami nie mieszkał. Ale z moją mamą … nadal jestem dla niej dzieckiem, zawsze uczy mnie żyć według swoich zasad i żądań, żądań, żąda czegoś …

- I Ty?

- Kiedy mam siłę, walczę. A kiedy nie, po prostu płaczę.

- A tobie staje się łatwiejsze?

- No trochę. Do następnego skandalu. Nie myśl, że tak nie jest na co dzień. Raz lub dwa razy w tygodniu. Cóż, czasami trzy.

- Próbowałeś nie dać jej energii?

- Jakiej energii? Jak nie dawać? - Nie zrozumiałem.

- Popatrz tutaj. Mama prowokuje skandal. Włączasz się. Zwróć uwagę na słowo „włącz”! Jak urządzenie elektryczne. A mama zaczyna żywić się twoją energią. A kiedy skandal się kończy, ona czuje się dobrze, a ty źle. Więc?

– Dobrze – przyznałem. „Ale co mogę z tym zrobić?

– Nie włączaj – poradził. - Nie ma innego wyjścia.

- Ale jak możesz się nie włączyć, jeśli się przebije? - Zmartwiłem się. - Zna mnie jak łuszczącą się, wszystkie moje punkty bólu!

- Prawie… Punkty bólu są jak guziki. Nacisnąłem przycisk - włączyłeś. A kiedy „przebija”, następuje wyciek energii! Tak samo jest w szkole z fizyki.

- Tak, pamiętam, nauczyli czegoś takiego …

- Nawiasem mówiąc, prawa fizyki są wspólne dla wszystkich ciał. A także dla ludzi. Tyle, że w Szkole Życia często jesteśmy biedni i wagarujemy.

- Jak możesz pominąć Szkołę Życia?

- To jest bardzo proste! Życie daje ci lekcję, ale nie chcesz jej uczyć. A ty uciekasz!

- Ha! Chciałbym móc uciec. Ale coś nie działa.

- I to się dzieje. Dopóki nie ukończysz lekcji, będziesz ją wbijać w kółko. Życie jest dobrym nauczycielem. Zawsze osiąga 100% sukces akademicki!

- Nie mam siły siedzieć na tych lekcjach. Widzisz, musiałem nawet iść do lekarza. Ledwo mogę ruszać nogami.

- Czy zawsze tak jest z tobą?

- Więc nie. Czasem. To już ostatni tydzień - tak już jest.

- Co się stało w zeszłym tygodniu?

- Tak, najciekawsze jest to, że nic specjalnego! Zwykła rutyna.

- Opowiedz mi o rutynie. Jeśli nie masz nic przeciwko.

- Ale za co przepraszać? Mówię, że to wszystko bzdury. Cóż, kilka razy rozmawiałem z mamą. Wszystko jak zwykle. Praca - bez przeciążenia. Raz miałem huk z pracownikiem zmianowym, ale niewiele. Wieczorami nie wysilałem się, tylko wisiał na telefonie, pomagałem uporządkować sytuację. I czuję się tak, jakby orali mnie przez cały tydzień!

- No może i zaorany, ale nie zauważyłeś. Co tam robiłeś przez telefon?

- Och, to bzdura. Koleżanka ma problemy, musiała porozmawiać. Właśnie dałem jej dużą kamizelkę.

- Mówiłeś?

- No tak, prawdopodobnie. Każdego wieczoru przez półtorej godziny - każdy może porozmawiać.

- I Ty?

- Czym jestem?

- Mówiłeś?

- Nie, słuchałem jej! Cóż, pocieszała, wspierała, udzielała mądrych rad. A ja sam jej nie narzekałem, teraz nie zależy ode mnie, ma dość własnych problemów.

„Cóż, powiem ci: nie służyłeś jako wielka kamizelka, ale jako cysterna. Przelała w Ciebie całą swoją negatywność, a Ty w zamian przesłałaś jej swoją pozytywną energię w postaci rad i wsparcia. A oni sami wcale się nie rozładowywali!

- Ale przyjaciele muszą się wspierać!

- Zgadza się: „nawzajem”. I nawiązujesz „jednostronną” przyjaźń. Jesteś jej, ale ona nie jest tobą.

- Cóż, nie wiem … No to teraz odmówić jej pomocy? Ale jesteśmy przyjaciółmi!

- Jesteś z nią przyjaciółmi. A ona cię wykorzystuje. Wierz lub nie, sprawdź to. Zacznij od pierwszego słowa, które powiesz jej o swoich problemach i zobacz, co się stanie. Zdziwisz się, jak wydajna energetycznie jest ta metoda.

- Tak, wiesz, fajnie by było… W sensie więcej energii.

- Powiedz dobrze. I sam to marnujesz!

- Ale nie pomyślałem! Z takiego a takiego punktu widzenia… Chociaż przed chwilą powiedziałeś - i faktycznie jest na pewno. Porozmawiam z nią - i to tak, jakby wagony były załadowane.

- To ona cię załadowała. I wziąłeś na siebie jej ciężar problemów. Potrzebujesz tego?

- Nie, oczywiście… Dlaczego miałbym? Mam własne problemy nad dachem.

- Czym oni są?

- Tak, inaczej. Na przykład mąż. Były. Kocham go - cóż, w czysto ludzki sposób. Może więcej. I ma inną rodzinę. I nie wszystko jest tam dobrze. Oczarowała go. I żal mi go, jest dobry! A jednak, drogi mały człowieczku…

- Czy te doświadczenia przynoszą Ci radość?

- Co Ty! Co za radość ??? Ciągła udręka. Wciąż myślę, zastanawiam się, jak mu pomóc, i nie wiem…

- Ile lat ma twój mąż?

- Jest trochę starszy ode mnie. Ale to nie jest ważne!

- Ważny. Dorosły jest w stanie samodzielnie rozwiązywać własne problemy. Oczywiście, jeśli chce. A jeśli nie jesteś przyzwyczajony do przekazywania ich innym. Czy komunikujesz się z nim?

- Tak, oczywiście! Przyjeżdża odwiedzić dzieci. Porozmawiamy. Narzekaj, jak bardzo tam jest.

- I współczujesz mu. TAk?

- Oczywiście przepraszam! Serce krwawi. Źle się czuje…

- A zatem jesteś dobry.

- Nie, ja też źle się czuję.

- Więc pomyśl sam: jak możesz mu pomóc? Do jego „złego” dodać jego „złe”?

- Nie! Nie! Daję mu coś, czego nie ma w tej rodzinie. Zrozumienie … Wsparcie … Ciepło …

- Ale w zamian?

- Nie wiem. Wdzięczność, jak sądzę?

- No tak. Dziękuje i przynosi to, co mu dałeś tej rodzinie. Bo tam żądają, ale on nie ma dość własnego ciepła. Potem ci go zabiera. Czy wiesz, dlaczego jesteś wyczerpany?

- Nie, po prostu idę z tym do terapeuty. Dla niego do powiedzenia.

- Nic ci nie powie. Terapeuta leczy objawy. Cóż, przepisze witaminy, może masaż. I to wszystko! A powody, powody pozostaną!

- Jakie powody?

- Nie kochasz siebie. Próbujesz kochać innych, nie kochając najpierw siebie. A to takie energochłonne! Więc czujesz się wypatroszony.

- I co robić?

- Radziłbym zmierzyć się z samym sobą. I zastanów się, czy musisz dać z siebie wszystko, aby inni czuli się dobrze. I kosztem twojej energii życiowej. Wyrzuć je! Przestań być dawcą. Przynajmniej tymczasowo! I zacznij kochać siebie, rozpieszczać się, odżywiać. Wtedy po chwili wypełnisz się i zabłyśniesz. Jak żarówka! Twoje igły się zaświecą. A serce napełni się ciepłem. Zobaczysz!

Mówił z natchnieniem, jego oczy płonęły i pomyślałem - co za ciekawa osoba! Taka mądra dziewczyna! Zastanawiam się, kto pracuje w życiu?

- Cóż, uczysz mnie żyć, a ty też jesteś chory! - nagle zdałem sobie sprawę.

- Nie, nie jestem chory. Jestem elektryczny. Właśnie jem lunch. Swoją drogą, to już się kończy. Jest partner chodzący z drabiną, teraz zmienimy żarówki! Żegnaj i zdrowie! Dusza - przede wszystkim. I przestań być dawcą!

Siedziałem z otwartymi ustami, obserwując, jak mój znajomy podskoczył i dołączył do starszego mężczyzny, który naprawdę szedł korytarzem z drabiną. Mój Boże, jak od razu nie zauważyłam, że ma na sobie niebieski kombinezon? Pewnie z powodu jego oczu – prawie nie odrywałem od nich oczu.

I poczułam w piersi dziwne ciepło, jakby coś się w nią wlało, tak przyjemne i orzeźwiające. Poczułem nawet, że wracają do mnie siły. „Nawiasem mówiąc, prawa fizyki są wspólne dla wszystkich ciał. A także dla ludzi”- powiedział mi. Nagle przypomniałem sobie wyraźnie, jak na lekcji fizyki pokazano nam eksperyment z naczyniami połączonymi. Gdy do jednej doda się wodę, poziom w drugiej również się podniesie. I wzajemnie. Pewnie, kiedy się komunikowaliśmy, ten dziwny elektryk podzielił się czymś, co było w nim - energią życiową, tutaj! A mój poziom wzrósł. To znaczy, dał mi go, a ja go wziąłem.

Zerwałem się i pobiegłem korytarzem, doganiając elektryka.

- Czekać! Co to jest? Czy jesteś również dawcą?

– Dawca – uśmiechnął się. - Tylko ja, w przeciwieństwie do ciebie, dzielę się energią dobrowolnie, bo mam jej pod dostatkiem!

- Dlaczego masz go dużo? Czy istnieje sekret?

- Jest. To jest bardzo proste. Nigdy nie daj się wciągnąć do dna przez naciskanie przycisków i nigdy nie angażuj się w coś, nad czym nie masz kontroli. To wszystko!

A on i jego partner zamienili się w coś w rodzaju biura - aby dać ludziom światło. I w zamyśleniu wróciłem korytarzem, po drodze myśląc, że nadal chcę być dawcą. Tylko najpierw podważę Miłość, aby moje źródło siły życiowej zostało wypełnione po brzegi. I na pewno nauczę się nieść ludziom światło – tak jak ten wspaniały elektryk o mądrych oczach żółwia Tortilli.”

Zalecana: