Ból Psychiczny I Trauma: Jak Sobie Z Nim Radzić W Psychoterapii

Wideo: Ból Psychiczny I Trauma: Jak Sobie Z Nim Radzić W Psychoterapii

Wideo: Ból Psychiczny I Trauma: Jak Sobie Z Nim Radzić W Psychoterapii
Wideo: JAK REAGUJEMY W OBLICZU TRAUMATYCZNEGO WYDARZENIA? OBJAWY TRAUMY | KRYZYSOWI 2024, Kwiecień
Ból Psychiczny I Trauma: Jak Sobie Z Nim Radzić W Psychoterapii
Ból Psychiczny I Trauma: Jak Sobie Z Nim Radzić W Psychoterapii
Anonim

Ból psychiczny jest reakcją na utratę jakiejkolwiek wartości i naruszenie granic w polu organizm/środowisko

Również moim zdaniem ból działa jako złożone zjawisko afektywne, które ma podłoże w postaci przeżyć stłumionych, których modalność jest wtórna wobec bólu, w przeciwieństwie do ich siły. Innymi słowy, ból psychiczny może być wynikiem nie tylko tych zatrzymanych w doświadczeniu smutku, rozpaczy, złości, złości, wściekłości, ale także zablokowanej miłości, czułości, radości itp. Jeszcze bardziej upraszczając rozważaną definicję, zauważam, że ból psychiczny jest emocjonalnym efektem zatrzymania lub deformacji procesu doświadczania. Naturalnie z drugiej strony ból jest nieuniknionym towarzyszem wyzwalania się w terapii procesu doświadczania spod władzy chronicznych sposobów organizowania kontaktu, które go blokowały, w szczególności od objawów.

W swojej najogólniejszej formie metaforycznie określiłbym ból psychiczny jako drzwi do budowania urazu psychicznego lub zespołu stresu pourazowego (w najogólniejszym znaczeniu do budowania jakiegokolwiek zaburzenia lub dysfunkcji psychicznej). Dlatego w procesie terapii klienci często stają się trudniejsi emocjonalnie w momencie, gdy wydaje się, że główne zadanie – przywrócenie doświadczenia w prawach – zostaje zakończone. Do tego momentu objawy klienta chroniły go przed nieznośnym bólem psychicznym [1], po obaleniu ich władzy człowiek zostaje sam z oceanem bólu. Naturalnym pragnieniem człowieka jest w tym przypadku chęć przywrócenia status quo, co często wywołuje negatywną reakcję terapeutyczną.

K., młoda kobieta w wieku 28 lat, z pilnej rekomendacji koleżanki szukała pomocy terapeutycznej. Skarżyła się, że jest zdezorientowana w swoim życiu, nie może się odnaleźć. Do czasu kontaktu po raz kolejny zmieniłem pracę, która po raz kolejny w szybkości przestała dawać satysfakcję. K. nigdy nie miała bliskich przyjaciół, co jednak nie było dla niej problemem. K. rozpoczynając terapię zakładała, że proces terapeutyczny pomoże jej poradzić sobie z trudnościami w relacjach z kolegami, określić jej zawód. Na zewnątrz K. wyglądał na zdystansowanego, nieco przestraszonego, jakby czegoś ode mnie spodziewał. Czasami była bardzo rozmowna i opowiadała wiele szczegółów ze swojego życia.

W kontakcie z nią często czułem się niepotrzebny, chociaż przepełniało mnie współczucie, chęć opieki i niejasne bolesne uczucie bólu w klatce piersiowej. Każda próba zwrócenia uwagi K. na nasz związek okazywała się nieskuteczna, budziła w niej szczere zdziwienie, a czasem irytację. Czasami czułem narastającą rozpacz i wzajemną chęć odrzucenia. Kiedyś, w trakcie opowiadania K., poczułem dotkliwy ból na jej historię, którą jej opowiedziałem, a także gotowość do bycia tam. Twarz K zmieniła się i rozpłakała, mówiąc, że nikt się o nią nigdy nie troszczyła, przyzwyczaiła się do odrzucenia, z jakim spotykała się przez całe życie, a ja po prostu nie mogę być wyjątkiem od tej strasznej reguły. Poprosiłem ją, by przez jakiś czas nie zostawiała ze mną kontaktu, by na mnie spojrzała, choćby nie wiem jak bardzo była to bolesna, i by spróbowała opowiedzieć mi, co się z nią stanie. W trakcie kilku sesji K. opowiadała mi o całym bólu, z jakim musi się zmagać w życiu, o odrzuceniu i przemocy, do których była przyzwyczajona, o naruszaniu jej granic osobistych przez innych ludzi, które zauważa dopiero po chwilę, kiedy naruszenie przeradza się w przemoc. Od czasu do czasu K. zatrzymywał się, jakby sprawdzał, czy jeszcze z nią jestem. Po tym trudnym, ale ostatecznie łagodzącym okresie terapii K.była okazja do doświadczenia nowo pojawiających się uczuć złości, złości, przyjemności, radości. Po raz pierwszy zaryzykowała spotkanie z młodym mężczyzną, z którym właśnie rozwija się związek. Zaczęła eksperymentować ze sposobami obrony swoich granic, jej wrażliwość znacznie wzrosła. Niepewność zawodowa, będąca konsekwencją trudności K. w kontaktach z innymi ludźmi, rozwiązała się sama.

Kolejna krótka winieta, która pokazuje, jak bardzo ból czasami zbliża się do możliwego procesu doświadczania, nie docierając do niego.

Opisywane zdarzenie nie ma nic wspólnego z psychoterapią, przynajmniej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pokazuje „efekt towarzysza”, kiedy jedna osoba jest w stanie „wylać swoją duszę” drugiej, zupełnie obcej osobie. Sytuacja miała miejsce w pociągu Moskwa – Machaczkała, którym jechaliśmy z kolegą na konferencję psychoterapeutyczną w Astrachaniu. Naszym towarzyszem podróży był L., rodowity mieszkaniec Dagestanu, z zawodu lekarz. Mówiąc o kaukaskich zwyczajach, wyobrażał sobie, że jest człowiekiem silnym, odważnym, niewrażliwym na trudy, trudności i kryzysy życia. Według niego prawdziwi mężczyźni nie płaczą. W kontakcie te słowa nie były pustymi słowami, naprawdę określały życie L. Mimo to próbowałem konfrontacji, pytając, jak się czuje w związku z wydarzeniami, które wciąż powodują ból. Na to L. odpowiedział, że prawdziwy mężczyzna może płakać tylko na pogrzebie ojca lub matki. Potem jego oczy wypełniły się łzami i wybuchnął płaczem. Przez następne półtorej godziny L. opowiadał o swoim bólu związanym ze śmiercią ojca, najdroższej i najukochańszej osoby w jego życiu. Ale także o tym, jak bał się go jako dziecko, chowając się pod łóżkiem i powstrzymując swoje uczucia. W tym momencie L. wydał mi się zupełnie inny, bardziej wrażliwy, wrażliwy i ciepły.

Czasami ból towarzyszy człowiekowi przez całe życie, będąc poza strefą jego świadomości. Często ludzie wolą doświadczać trudności życiowych lub cierpieć na choroby psychosomatyczne, na które można narzekać, niż zmagać się z nieuchronnością odczuwania bólu. W takim przypadku konieczne jest zmniejszenie wrażliwości na granicę jego kontaktu z medium aż do jego całkowitej utraty. Co więcej, siła i głębokość bólu psychicznego są wprost proporcjonalne do nasilenia tej tendencji. Jednocześnie adaptacja twórcza w kontakcie z otoczeniem zostaje zastąpiona utrwalonymi wzorcami jego organizacji, funkcjonowanie psychiczne jest utrwalone na poziomie jego świadomości.

M., 35-letnia kobieta, członek grupy terapeutycznej. Atrakcyjna, dobrze wykształcona, komunikatywna, kreatywna. W relacjach z członkami grupy, głównie mężczyznami, często zachowywała się ze znacznym stopniem agresji, która miała przeważnie charakter pośredni – w postaci ironii, sarkazmu, czy też pośredniego komunikowania o niedostatkach drugiego człowieka, które w zastanych kontekstach degradują. Wobec opisanych wzorców kontaktów jej relacja z członkami grupy nie była łatwa do zbudowania – wyrażona początkowa chęć zbliżenia się do niej została szybko zastąpiona tym samym silnym pragnieniem odrzucenia jej i oderwania się od kontaktu. W tej winiecie opiszę tylko jedną indywidualną sesję z M., która, jak sądzę, pokaże miejsce i rolę bólu psychicznego pochodzenia traumatycznego w organizowaniu kontaktu w oparciu o zasadę jego unikania. Na początku sesji M. powiedziała, że co roku w wigilię Bożego Narodzenia jest bardzo drażliwa na innych. Gdy zapytałam, co chciałaby od nich otrzymać, a czego nie otrzymuje, odpowiedziała, że chce, aby ktoś się nią zaopiekował. Choć od razu oznajmiła, że wie, jak zorganizować kontakt, aby otrzymać tę opiekę. W tym samym momencie zaczyna mówić o swojej zazdrości wobec drugiego członka, który może otrzymać opiekę bezpośrednio w grupie, a także irytacji wobec mężczyzny, który troszczy się o niego z czułością. W pewnym momencie M. jawi mi się jako mała dziewczynka lub nastolatka, która naprawdę pragnie miłości, ale unika jej na wszelkie możliwe sposoby.

Dzielę się z nią swoimi fantazjami, po czym M. opowiada mi historię o tym, jak mama zostawiła ją w wieku 3 miesięcy z babcią, pokonując ją 2 tysiące kilometrów i odwiedzając 2 razy w roku. Trwało to 7 lat. Należy zaznaczyć, że przez całą sesję M. mówi zupełnie równym, spokojnym, a nawet nieco kojącym tonem. Czuję się zagubiony w potwornym niedopasowaniu - słowa M. mówią o silnych uczuciach złości i urazy, a także wstydu i zazdrości, aw kontakcie nie ma nawet śladu ich rzeczywistego istnienia. Informuję o tym M., zakładając, że jej uczucia są znacznie silniejsze, niż pozwala sobie doświadczyć. Oczy M. stają się w tym momencie bardzo smutne, znów wygląda jak mała dziewczynka, która „bardzo wcześnie zmierzyła się z potrzebą dorosłości” (według samej M.) i straciła dzieciństwo w otchłani bólu. Albo osoba, która opłakuje utratę dzieciństwa.

W tym momencie w sesji (która miała miejsce w przeddzień Nowego Roku) w naszym kontakcie pojawia się metafora „o przedwczesnej utracie wiary w istnienie Świętego Mikołaja”. Oczy M. wypełniają się łzami, ja też mam łzy z towarzyszącą mieszanką bólu i czułości dla M. W odpowiedzi na moje pytanie, czego M. chciałaby teraz w naszym kontakcie, spuszcza oczy, mówi, że czuje się intensywnie wstyd i pokazuje chęć przerwania sesji z powodu nieznośnych uczuć. Udaje mi się jeszcze przez jakiś czas utrzymywać kontakt z M.. Płacze i być może po raz pierwszy od dawna ją spotykam, czuję wyraźnie, że płacze za mną osobiście. Minęło zaledwie kilka sekund, po których poprosiła, by ją przytulić. M. wyraźnie czuła, że tak jak poprzednio potrzebowała ochrony i opieki kogoś silniejszego od niej. Potrzeby, mimo intensywnego bólu i wstydu, których zmuszona jest doświadczyć w kontakcie. Tak więc dzieciństwo M. i Święty Mikołaj powróciły do życia. Niemniej jednak, podczas gdy poza granicami tej sesji pozostał jej ból z powodu poczucia bezużyteczności, złość i złość za uczucie porzucenia, wstyd z powodu poczucia jej nieistotności i lęku przed odrzuceniem. Trzeba ich jeszcze doświadczyć, chociaż M. nie jest już w stanie ich ignorować.

Nieznośny ból psychiczny często znieczula do granic możliwości. Dlatego traumatycy często są nieczuli na swoje granice, nie dostrzegając faktu ich naruszenia przez innych ludzi. Zniewagi innych, bezprawne żądania, reakcje odrzucenia, jawne próby wyzysku (zawodowego, seksualnego itp.) itp. pozostać niezauważonym przez nich. Przywrócenie wrażliwości w kontakcie z takimi reakcjami i innymi zjawiskami polowymi jest obarczone zalewem bólu, którego „znieczulenie graniczne” nie pozwala sobie uświadomić. Nawet grupa ludzi jako całość może być podatna na rozwój tego mechanizmu „bólu – utraty wrażliwości”.

Na przykład grupa terapeutyczna, na początkowym etapie swojej pracy, podczas jednej z sesji, stanęła w obliczu niezwykłego wydarzenia ze względu na swoją siłę i niespodziankę – jeden z uczestników, N., miał zmarłego ojca. Po otrzymaniu tej wiadomości N. był w szoku, grupa była przerażona i zdesperowana. Na kolejnej sesji jeden z uczestników nie pojawił się w grupie, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. N., przeżywając smutek, również nie mówił o swoich uczuciach. Zignorowany w ten sposób fakt bólu utraty pozwolił na jeszcze głębsze zablokowanie procesu doświadczania. Proces terapeutyczny postępował niezwykle wolno i powoli, po drodze wszyscy nowi uczestnicy opuszczali grupę, aż została zredukowana do minimum. Ale nawet to prawdopodobieństwo zbliżającej się śmierci grupy przekraczało możliwość jej przeżycia. Dopiero gdy terapeuci grupowi zauważyli tę dynamiczną cechę, członkowie grupy, po pewnym oporze, mogli przywrócić proces przeżywania swoich uczuć związanych z zachodzącymi wydarzeniami. Po kilku sesjach grupowych poświęconych doświadczeniu utraty bliskich, proces grupowy ustabilizował się, przywrócona została wrażliwość na granice grupowe i indywidualne.

Warto zauważyć, że taką sytuację z utratą wrażliwości na granice można sprowokować nie tylko blokując doświadczenie tak niezwykłego wydarzenia, jakie właśnie opisano. Utrata wrażliwości na granice może być spowodowana na przykład blokowaniem dyskusji i doświadczania innych istotnych zjawisk grupowych. Na przykład przy domyślnym kształcie konkurencji proces może być podobny. Myślę, że proces blokowania postaci grupowej jest w taki czy inny sposób związany z zatrzymaniem lub deformacją doświadczenia, które jej dotyczy. Ten rodzaj „utajonej traumy grupowej” może również powodować utratę wrażliwości na granice. Z drugiej strony, nawet niezwykłe wydarzenie, z jego legalizacją i wsparciem procesu doświadczania przez uczestników, może zostać zasymilowane i przekształcone w nowe doświadczenie zintegrowane z sobą.

Na jednej z grupowych sesji terapeutycznych 38-letnia O. zgłosiła, że umiera na raka. Wiadomość zszokowała grupę, która przez chwilę milczała. Jednak później jedna z uczestniczek, P., opowiadała o własnym lęku przed śmiercią z powodu poważnej choroby, której doświadczyła około dwa lata temu. P. mówiła o bólu i przerażeniu, które musiała znosić, o strachu o dzieci pozostawione bez opieki i opieki. Potem, cały czas cicho płacząc, O. mogła opowiedzieć o swoich uczuciach, których w tej chwili doświadcza, najpierw osobiście P., a potem całej grupie. Incydent pozwolił wielu członkom grupy podzielić się swoimi przeżyciami i uczuciami w postaci bólu straty, lęku przed śmiercią, poczucia winy, co uczyniło je znośnymi i możliwymi do przeżycia.

Podsumowując powyższe, chciałbym zauważyć, że ból psychiczny jest jednym z najważniejszych kryteriów charakteryzujących traumatyczne przeżycie. Ponadto zdolność odczuwania bólu jest skutecznym predyktorem skutecznej terapii urazowej.

[1] Objawy psychosomatyczne przodują pod względem skuteczności blokowania bólu. Dlatego terapia zaburzeń psychosomatycznych i somatycznych obarczona jest znacznym pogorszeniem stanu emocjonalnego klienta w trakcie terapii. Fakt ten najprawdopodobniej tłumaczy również czas trwania i niestabilność procesu terapii chorób psychosomatycznych.

Zalecana: